Pociągiem relacji...
Kocham książki, ale nie lubię zaczynać nowej. Zwłaszcza, gdy zostawia się za sobą inną, z którą można się poczuć jak w związku.
Do książek się wchodzi i gości. Popija się w tej gościnie kawę, albo ciepłą herbatę i obserwuje czyjeś życie, skoki w boki, krzyk pościeli, ogród za domem, w którym dzieci piszą swoją historię. Ktoś ci się zwierza niemal do ucha, spomiędzy wersów wyzierają czyjeś radosne, to znów zmartwione oczy. A ty, jak ten dobry duch, siedzisz i przyglądasz się, już niemal czując jak krew bohaterów połączona z twoim krwioobiegiem nasyca się adrenaliną. A potem ktoś (autor chyba) jaja sobie robi i : "KONIEC" pisze. Jakby żaden z bohaterów nie potrzebował już twojego zrozumienia, wysłuchania. Stajesz się niepotrzebny dla nich, znikasz, jak i oni znikają. Jeszcze trzy kartki - łudzisz się, że może jakieś pożegnanie, wytłumaczenie dlaczego cię opuszczają, ale nie. Podziękowania autorzy piszą, dla osób, które przyczyniły sie do sukcesu książki, spis treści i to na tyle. Ostatnią kartkę zostawiąją pustą - synonim ciszy.
A potem przychodzi czas na następne czytadło, moment startu pierwszych stron po których nie wiesz czego można się spodziewać, którym nie ufasz. Ja nie ufam. Stoję z boku, nie wchodzę do środka dopóki ktoś lub coś zza tych drzwi mnie nie przekona. Czasami nie przekonuje. Nie wchodzę. Mama mówiła - nie wchodź do obcych domów. Trudna ta moja miłość do książek, ale nie wygasa.
Lubię natomiast rozpoczynać podróże. One są zawsze gościnne i nigdy obce. Szczególnie lubię jeździć pociągami. Tymi polskimi, z sentymentu chyba. Te szybkie, zachodznie takie wycackane są, czyściutkie, sztywne jakieś. To jakby porównać bal z Titanica w klasie I (sztuczne rozmowy z równie sztucznymi krabami i kawiorem, tańce, brydż) do szalonej zabawy pod pokładem, gdzie się bawiła klasa III.
Poza tym w Polsce ktoś kiedyś pięknie nazwał trasy pociągów np: pociąg RELACJI Warszawa - Gdańsk. Jaka to relacja? Damsko - męska oczywiście. Jeżdżą do siebie Warszawa i Gdańsk, odwiedzają się, kochają. Spieszą przez pola, denerwują się, gdy opóźnienie, bo przecież Ona nie lubi, gdy On nie jest na czas. I, gdy już dojeżdżają, gdy już prawie są w swoich obięciach pogwizdują radośnie, sygnał godowy wysyłają, sapiąc i dysząc cel osiągają. POCIĄG RELACJI - ktoś, kto tę nazwę wymyślił piękną wyobraźnię musiał mieć. Nagrodzić go jakoś powinni, a nie promować liche wierszyki zwiędłe jak listopadowy, ostatni listek.
Najpiękniejsza miłość ukryta dla mnie była w relacji Bydgoszcz - Jelenia Góra. Wsiadałam z plecakami dla których również żaden pociąg nie był obcy i całonocny stukot teleportował nas w krainę, gdzie na wyciągniecie ręki kosmata kosodrzewina, gdzie najbardziej leniwy śnieg sypia do południa lata, gdzie niebo jakby bliżej naszych snów. Zimowe góry są tak różne od zimowych nizin. Niziny marudzą, szczękają zębami, płaczą do wiosny. Zamykają mieszkańców w domach, bo mróz i śnieg to zło - to katar i kaszel, to przemoczone buty, niewyjściowe czapki, w których się wygląda jak idiota.
Co innego zimowy góry - wyzwolone, radosne, jak kobieta, która dba o siebie i nie zapomina, że jest piękna. Śnieżne góy są jasne i bardzo stanowcze. Masz się nimi cieszyć, uczyć się czystości od śniegu, próbować schwytać pękaty Księżyc, oczyszczać nizinny pył, który zalega w płucach. Nie lubią się zimowe góry z zimowymi nizinami.
Już dawno nie poczułam relacji Bydgoszcz - Jelenia Góra. Odtwarzam w pamięci co mogę i pielęgnuję tę jasność, której nauczył mnie górski śnieg. Noszę na łańcuszku, przy sercu. I od czasu do czasu, gdy przeglądam zdjęcia rozpalam kominek wspomnień.
Kocham góry, ale są tak samo zdradzieckie jak książki: kuszą, łączą się ze mną, obiecują, że tak będzie zawsze, a potem nagle KONIEC. Machają na dowiedzenia z szelmowskim uśmiechem, aż się trzęsą łyse szczyty. Nie ma żadnego dopisku, objaśnienia dlaczego tak szybko czas górski ucieka, reklamacji góry nie uwzględniają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz