sobota, 7 listopada 2015

            
 Pokochać codzienność

       Budzi go budzik w telefonie komórkowym. Delikatna muzyczka, pasująca do tańczącej na łące panienki. Tak myślał przy wybieraniu alarmu, teraz ma wrażenie, że tańcująca panienka wbija się stopami przez uszy wprost do mózgu. Po omacku próbuje wyłączyć te jej stopy, jedna próba, druga... Nosz kur...!
Udało się. Cisza. 
W pokoju ciemno jakby to był środek lutowej nocy. Przeciąga się, wie, że ma jeszcze chwilę, nim trzeba będzie wstać do pracy. Nie lubi wstawać na ostatnią chwilę, pospiesznie się ubierać, parzyć język gorącą kawą, oblewać nią stół, gdy ze zbytniego pośpiechu nie trafia filiżanką w spodek. Odwraca się na bok i wpatruje w szaro - rankowy kontur jej buzi. Włosy mocno rozczochrane, leniwie opadają na czoło i policzek. Przypomina sobie jak kiedyś poszła do fryzjera i ścięto jej niefortunną grzywkę. Ona nie lubi, gdy się to wspomina, bo wyglądała wtedy idiotycznie. A On się trochę z niej śmiał, a trochę był zły za to, że fryzjer na kilka tygodni "popsuł" mu urodę dziewczyny. Pamięta jak podpinała usilnie krótkie pasemka wsuwkami, a one, jakby na złość, wytykały języki do lustra, wyłaziły jak popadło.  
Śpi w koszulce na naramkach. Czarnej z jakimiś koronkowymi bzdetami. Zawsze się dziwił dlaczego Ona śpi w czymś takim. Zimno przecież musi być w ramiona i, czy to w ogóle wygodne jest? A kupił Jej przecież piżamę kiedyś. Porządną. Ona mówi, że lubi się czuć ładnie, nawet jak śpi. Dla siebie i dla niego. Teraz, gdy tak patrzy na kontury śpiącego jeszcze, odsłoniętego ramienia, na unoszące się w górę i w dół niewielkie piersi, na linię obojczyka, stwierdza, że może i coś jest w tych koszulkach.
Bierze do ręki telefon i zawczasu wyłącza drugi, zapasowy budzik, żeby uniknąć już tego porannego wewnątrzmózgowego  tańcowania. Ona też się budzi,  przeciera zaspane oczy, przeciąga się jak kot wydając przy tym dziwne piski. Zawsze tak robiła, ale dlaczego, to On nie wie.
         
"Kawę Ci zrobię przed pracą"

 - mówi Ona nakładając ciepły, ale krótki szlafrok, który sprawnie przypomina Jego mózgowi o męskich zachciankach. Zwykle wstawała z nim rano, sporadycznie zdarzało się, że On szykował sie do pracy, a Ona nie była w stanie przerwać nici łączącej ją ze snem. Dziś, choć chętnie by jeszcze poleżała, woli wstać i zaparzyć kawę. Dwie kawy. Ona małą, na mały rozruch,  On dużą, na szybki rozruch. Siedzą w kuchni. On w swoim kąciku, Ona w swoim. Ona siada zwykle kuląc jedną nogę do siebie. On nie lubi tego, bo przy stole chyba tak nie wypada, ale Ona wygląda całkiem wdzięcznie w takiej pozie czytając coś, co ją zainteresowało. No i nadal ten króciutki szlafroczek... Co jakiś czas wymieniają się spostrzeżeniami. On na temat polityki i publicystyki, Ona pokazuje zdjęcia dekoracji domu. Dobrze, że ma jego. Nie interesuje sie polityką, ani nawet nie lubi oglądać wiadomości. Jednak coś wypada wiedzieć na temat co się dookoła dzieje i On dostarcza jej tej wiedzy w pigułce. Tyle ile trzeba, by się orientowała, ale nie zanudzała. I te poranki przy niespiesznej kawie zasycają jej anorektyczny apetyt na ten temat.
          On kończy kawę, myje kubki po sobie i po niej. Ręce wyciera w tylną część spodni. Ona tego nigdy nie rozumiała. Ręcznik wisi widoczny jak flaga na maszcie, a on zawsze w ten tyłek wyciera mokre dłonie. Mówi, że w pracy też tak robi, że to z przyzwyczajenia. Ale, że co? Że to miłe tak chodzić z wilgotnymi na tyłku spodniami? Ona za każdym razem się temu dziwi, ręcznik chyba też, bo wisi na tej rączce od piekarnika jak obrażony jakiś.

 "Cześć, lecę!"

- On daje znać zawiązując buty, że zaraz wychodzi. A Ona wynurza się z kuchni, porzuca zdziwioną ściereczkę, którą czyściła blat i biegnie jak za uciekającym autobusem. Ostatni uścisk, ostatni buziak. Zobaczą się wieczorem. Lubi się pożegnać przed jego wyjściem, złożyć tę swoją  niewidzialną pieczątkę na policzku, na szyi. A niech wie, że będzie tęsknić, a niech czuje jeszcze przez chwilę ciepło jej oddechu, gdy wyjdzie na pożarcie chłodnego poranka. On nie dokońca rozumie tę konieczność pożegnania. No jak jest w pobliżu - czemu nie, ale żeby specjalnie z kuchni biec, albo jak to czasami bywa z piętra? Przyznaje jednak samemu sobie, że ten uścisk jest miły. Ona dziwnie niska, bo zupełnie bosa, On już w butach zniża się, kłaniając prawie. Jej włosy pachną jeszcze snem, ciepłym takim, waniliowym jakimś zapachem. Nie umie go nazwać, ani nawet określić, ale go lubi. Kojarzy mu się z domem, z czasem między niespieszną kawą, a pracą. 
            W ciągu dnia raczej nie dzwonią do siebie, nie sms-ują. Zawsze oboje uważali, że nie chcą być fanatykami samych siebie. Nie bardzo rozumieją pary, które będąc oddalone od siebie kontaktują się ze sobą w każdym wolnym momencie, dzielą się wydarzeniami na bieżąco, nie pozostawiając nic na wieczór. Oni lubią wpuszczać czyste powietrze między siebie, nabierać w płuca innej, trochę obcej rzeźkości i wydychać ją dopiero wieczorami, gdy znów się spotykają w domu. Ich poduszki śpią ramię w ramię, kroją ten sam chleb, wyglądali przez to samo okno, wkurzają sie na tych samych sąsiadów. Ale mają też swój wewnętrzny świat, którym czasem się ze sobą dzielą, a czasem zostawiają go tylko dla siebie. Wolą jak przewodnikiem jest obejmujący ich zmrok, niż telefonia komórkowa.
           Praca skończona, kolejny dzień za plecami. Po cichu otwiera drzwi , chyba nikt go nie usłyszał. Do niego za to docierają dźwięki z pokoju synka. Mama uczy go czytać. Wyraźnie słychać poprawę względem zeszłego roku. Literki składa sprawniej, stara się używać interpunkcji. Ona zawsze odrabia z Małym lekcje nieco ostro.

"Jak to nie umiesz przeczytać tego wyrazu?! Przecież powtórzyłeś go w tej czytance już chyba 5 razy. Nie kręć się, skup, spróbuj jeszcze raz".

 Lubi tę jej stanowczość, dyscyplinę, ale też cierpliwość. I wie, że jak już Mały odkryje ten wyraz, to będzie go chwaliła, że dobrze sobie poradził, że jest świetny w czytaniu. On nie ma do tego cierpliwości, dlatego zawsze na zebraniach w szkole podkreśla, że w domu pracuje z Synem Ona. A jej to się podoba, czuje się doceniona i zadowolona z tego, że On to widzi.
           Siada na fotelu przy swoim biurku. Znowu jakaś poduszka blokuje Mu swobodne oparcie się - tego zrozumieć też nie może. W ich domu wszędzie jest mnóstwo poduszek. Ona mówi, że dzięki temu dom jest przytulny, że te poduszki lubią z nimi mieszkać. Śmieszne to trochę dla niego, ale co ma zrobić. To Ona dba o dom i musi przyznać, że wychodzi jej to dobrze. Czysto, pachnąco, przyjaciele dobrze się u nich czują. Bierze więc energicznie poduszkę z fotela i sadza ptaszka na niej wydrukowanego na podłodze. Pociąga swojego elektronicznego papierosa, zawiesza wzrok na ścianie, gdzie wisi nowa ozdoba - białe, drewniane serduszka. Serduszka jak poduszki - za dużo - myśli.
Opowiadają sobie o dniu, o tym jakim powietrzem oddychali, jakich myśli dotykali, jakich słów używali. Cieszą się, że mają teraz wspólną przestrzeń. Bo ich dom to przestrzeń, w której poustawiane są widzialne meble, sprzęty, kręcą się domownicy i pływają niewidzialne myśli, dobre dla siebie słowa, wybuchy śmiechu.

"Obetniesz mi włosy? Obiecałaś?".

Obiecała, ale zapomniała. Nie chce jej się za bardzo, ale małe ultimatum zwycięża. Obetnie jak On umyje Małego i przyszykuje go do snu. Jest dziś dużo delikatniejsza, niż zwykle. To jednak dobry dzień na ścinanie włosów. Skupia się, żeby było równo, żeby dobrze wyglądał. Kobiecym dotykiem przeczesuje uzyskany efekt. Poprawia przód stając w rozkroku nad jego kolanem. Lubi czuć tę bliskość, nawet jeśli jest to codzienność zamknięta w sktrzyżeniu włosów. On odczekuje na moment odłożenia maszynki do golenia i podszczypują ją w udo pod sukienką. Wie jak bardzo ją to drażni, jak  łaskocze, ale nie może się opamiętać. Za chwilę - tak jak przypuszcza - słyszy jej pisk, a potem śmiech.

 "Bo zmienię Ci koncepcje fryzury" - grozi żartobliwie Ona.

         Wieczór to ulubiona pora, chyba obojga. Ona skupiona na swoich zajęciach - czasami szyje, czasami coś pisze, ogląda, czyta. On zajęty swoimi zainteresowaniami. Nie muszą lubić tych samych filmów, on nie musi być zachwycony programami, które Ona dla rozrywki lubi oglądać. Ona nie wie, co On widzi w tych wszystkich grach komputerowych i dlaczego znów czyta wiadomości. Polityka jak motek wełny zaplątana wypełza z jego komputera. Nikt nie zgadnie gdzie początek, a gdzie koniec. Ona tego nie lubi, ale szanuje i ceni sobie jego wiedzę na ten temat. Siedzą obok siebie, robią zupełnie co innego, ale od czasu do czasu ich dłonie się odnajdują, usta muskają policzek, albo on chwyta jej włosy, by przez kilka minut obracać kosmyk między palcami. Lubi to robić, zupełnie jakby go to odprężało. Połączeni kosmykiem włosów, osobno,a jednak razem. Wieczór dzielą z lampą naftową. Jej ciepłe oko rzuca przyjemne cienie - sypialniana przyzwoitka .
          Kąpiel. Ona wychodzi z łazienki w samym ręczniku. Jemu ręcznik w połączeniu z jej ciałem dobrze się kojarzy. Ręcznik jest zdecydowanie pewnego rodzaju obietnicą. Mózg odbiera sygnał, że będzie to coś przyjemnego. Ona mu często mówi, że kocha. On powiedział jej to już kiedyś, nie raz nawet. Nie odwował, więc Ona powinna wiedzieć, że nadal kocha. Ona wie, po jego "dziękuję za kawę", po tym jak czeka aż go pożegna przed pracą, po sposobie w jaki kręci tym jej kosmykiem włosów, jak spogląda na ślący obietnice ręcznik. 
          Oko lampy sie zamknęło, noc otworzyła na śniony osobno, wspólny sen. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz