Szczęście
Mój mistrz słowa Wiesław Myśliwski pisał:
"Że szczęścia trzeba szukać w sobie, a nie naokoło. Że nikt go człowiekowi nie da, jak sam sobie go nie da. Że szczęście jest nieraz bliziutko, może i nawet w tej ubogiej izbie, gdzie całe życie się żyje, a ludzie Bóg wie gdzie go szukają."
A, że dla mnie słowa tego Pana są prawdziwsze od monologu księdza z niedzielnej ambony, to do serca sobie je biorę i wszędzie ze sobą noszę. Czasami losuję sobie z tego serca mojego jakieś słowo ważne, ubieram się w nie i dzień zaraz lepszy i ludzie przyjemniejsi. Dziś to słowo o szczęściu z serca w ręce moje spłynęło i ranek tym samym odmieniło.
Siedzę sobie i myślę nad tym moim szczęściem. Najbliższych moich wspominam, bo to szczęście - prezent na życie całe i inaczej nie chce być wcale. W niebo patrzę - inspiracji szukam. A tam dziura gdzieś pośrodku i jasność się z niej wylewa. Grzeje jak ogień z kominka, tylko lepiej jeszcze, bo jakoś tak kompleksowo, a nie punktowo.
Lubię słońce i ono mnie uszczęśliwia jak cukierek z nadzieniem dziecko. Tak, to dobre porównanie. I już wiem, że dzień rozpocznę długim spacerem.
Swoją drogą, wcale się nie dziwię, że na Północy, gdzie słońce z wtyczki na długo odłączone, odsetek samobójców jest tak wysoki. Powiem Wam dlaczego tak jest. Nie daj Boże jak zachce się takiemu, co na głębokiej Północy mieszka w ciepłe kraje, na Malediwy jakieś pojechać. Niebezpieczne to dla niego. Nie wie? Nie orientuje się, że słońce uzależnia, że to narkotyk z półki najwyższej? A jest tym niebezpieczniejszy, że darmowy i z dilerem użerać się nie trzeba. I jedzie taki z tego swojego Koła Podbiegunowego sprawdzić, czy prawdę piszą, że gdzieś ciepło i słonecznie jest. Myśli sobie, że kości wygrzeje, baterie naładuje i wróci z "zacieszem" na Północ swoją. A tam minus na termometrze w pysk strzela na powitanie, To my, tutaj, co klimat przejściowy mamy i lato jako - tako ze słońcem za pan brat, to po zimie na głodzie słonecznym już jesteśmy. Ręce się trzęsą, lico pobladłe, oczy podkrążone... Nic nie pomaga drag zastępczy - witamina D, do śniadania w tabletce podawana. Nic! A co dopiero taki z Północy czuć musi. Moim zdaniem skoro go opatrzność do misiów polarnych rzuciła, to siedzieć tam powinien. Dla bezpieczeństwa swojego. Po takich wakacjach, gdy człowiek Północy wróci do tej swojej nocy polarnej, to już tylko żal zostaje, że klimatu śródziemnomorskiego do samolotu nie wpuszczają. Depresji turysta dostaje, życie wraz ze słońcem mu się kończy i stąd te samobójstwa właśnie są.
Wracając do mojego spaceru porannego (niespiesznego zupełnie) - szczęśnie mi na cały dzień zafundowało. Na wodę popatrzyłam, spokoju od niej się ucząc, bo wiatr niewielki, to i jezioro spokojne jak sen szczęśliwego dziecka.
Podpatrzyłam pszczoły, bo przyjemnie jest w dniu wolnym od pracy popatrzeć na kogoś, kto tę robotę wykonuje. Ot tak - egoistycznie. Nie wiem dlaczego ludzie często widząc owada, ubranego w dziadkową czarno - żółtą, kamizelkę łapami zaraz wymachują, odganiają, albo sami uciekają. Pies większy, a nikt nie ucieka. Jak wściekły (albo głupi) nie jest, to przecież nie zaatakuje dla rozrywki. A ludzie myślą, że sensem takiej pasiastej jest za człowiekiem gonitwa? Znam Kogoś, kto na rękę miód, albo cukier sobie kładł i czekał cierpliwie, aż któraś pszczoła na poczęstunek przyleci. I daję słowo - przylatywały i gościły się na tej dłoni. Na zupełnie szczęśliwe wyglądały. Ja dla tego Kogoś też taka pszczółka jestem. Usiadłam na Jego dłoni i szczęśliwa po dziś dzień jestem.
Po spacerze (który tymi pszczołami, słońcem i wodą pozytywnie mnie nastroił) w ogrodzie mędzy jaśminem,a dziką różą usiadłam.Jakąś taką skłonność do dzikości mam. Nie podobają mi się ani poukładane francuskie ogrody, ani nie mam słabości do zwierząt domowych (a taki tygrys to owszem, przytuliłabym się), ani nawet róże wypielęgnowane tak mnie nie zachwycają, jak te po swojemu rosnące. Usiadłam więc dzikością róż się ciesząc i pisać zaczęłam. Dzień jeszcze bardziej szczęściem nasyciłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz