Berliński koncert
Jakiś czas temu napisałam Barda. Nie "Barda" - tekst. Stworzyłam człowieka z szopą włosów na głowie, z obdrapaną gitarą i przetartymi spodniami na dupsku. Gościa, który nosi buty tylko po to, by wystukiwać nimi rytm.
Wczoraj przychodzisz Ty i z entuzjazmem w głosie mówisz, że znalazłeś mojego Barda. Wydoroślał, nie przypomina już tego chłopaczka z parkowej ławki, który urywał się z lekcji, by śpiewać do wspomnień o rudych włosach. Jednak to On. Bard wydoroślał, płyt nagrał od groma. Istnieje, mieszka sobie w spokojnie w kąciku Internetu, tworzy mądrze, nie gubi siebie. Dostałam na Święta w prezencie muzykanta, którego sama napisałam. Boże Narodzenie grane na jego gitarze. Wspaniały prezent.
Bard istnieje, niespodziewanie. A co, jeśli równie niespodziewanie złota rybka nie istnieje? Tak bardzo chciałam ją złowić, i cwanie poprosić w pierwszym życzeniu o kolejne sto.Może niepotrzebnie się łudziłam przez 30 lat?
Tylko, kurcze, ja nawet nie wędkuję.
Tak sobie teraz myślę, może i Wróżka Zębuszka nie istnieje? Wprawdzie nie potrafię wytłumaczyć skąd się brały pieniążki pod poduszką analogiczne do szpar między zębami. Może ktoś podrzucał monety, bym wierzyła, bym nie przeżyła zbyt dużego szoku, bo i rybka i Wróżka... to za dużo rozczarowań. A ja niemal słyszałam przez sen szelest magicznych skrzydełek. O! Takich tycich.
A Bard jest. Słucham jego muzykę, zachrypłego głosu, dźwięków przepływających od rzemyków naokoło nadgarstka, po czubki butów. Wystukują rytm w ten sam, co dawniej sposób.
Och, nie! Święty Mikołaj! Czy i on jest wymyślony przez kogoś, napisany tylko, zapakowany do książek, filmów, reklam i sań? Czy to możliwe, że tysiące elfów ożywa tylko w wyobraźni dziecięcej, że ruszają się ich małe nóżki i pobrzękują czapki z dzwoneczkami tylko w naszych głowach? A Biegun Północy mroźny i śnieżny. Biały i pusty jak wnętrze szklanej bombki. Nie ma fabryki zabawek, uwijających się pomocników, gosposi, która pierze i prasuje czerwony strój Świętego, by był gotowy w Boże Narodzenie.
A może jest inaczej. Odwrotnie. Może pisana historia ożywa? No, bo skąd Bard wziąłby się nagle w Internecie, jego głos na płytach, buty jak żywa muzyka na scenie berlińskiego koncertu. Takie pisanie to odpowiedzialność. Na to wygląda. Nie można pisać źle, brzydko, o złych charakterach. Nie można ryzykować, że wraz z klawiszem ENTER gdzieś pojawi się człowiek - chodzące zło. Pisanie ma inspirować, ma być jak papieros po seksie, ciepła herbata po spacerze w mrozie, sen po nieprzespanej nocy, cisza po koncercie. W taki sposób, w jaki piszemy, w taki ktoś to czyta. Uruchamia wyobraźnię, ożywia każdy wyraz, chłonie i oddycha książkowym powietrzem. Ten, kto pisze jest za to odpowiedzialny. Jeśli rzeczywiście tak jest (a dlaczego miałoby nie być?), jeśli gdzieś w świecie urealnia się to, co ja piszę, to chcę tylko pozytywnych myśli skupionych w zdaniach. Takich Bardów ukrytych we wróżkowych skrzydełkach, w złotym kolorze rybki i czerwonej czapce Mikołaja.
Mam nadzieję, że to nie okazjonalnie, że Bard nie zmaterializował się tylko ze względu na Święta, żeby mi było miło. Spróbuję napisać coś ciekawego w marcu, może pojawi się w kwietniu, akurat na moje urodziny.
Ale jeszcze wcześniej, bo w lutym mam coś ważnego do napisania. Jedziesz na koncert Barda. Nazywasz to uroczo "Bardowaniem". A ja napiszę Ci ładną scenę, pogodę napiszę. Osadzę Barda na wysokim stołku, byś nawet z daleka widział, czy jest całkowicie prawdziwy, czy nikt nie dopisał mu rogów, albo diabelskiego ogonka. To mój Bard. Może nie jest anielski, ale diabła ma tylko w głosie. I dopiszę jeszcze w post scriptum (tak na wszelki wypadek), by osoba Tobie towarzysząca polubiła Bardowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz