Wschodzi piątek
-Zwariowałaś, czego się tak rechoczesz w środku nocy? Czarny sprawdza na komórce która godzina.
-1:35! - nie wierzy, upewnia się więc raz jeszcze zaspanymi oczami. A jednak.
-1:35! - nie wierzy, upewnia się więc raz jeszcze zaspanymi oczami. A jednak.
Ruda nie może przestać się śmiać. A śmiech ma zaraźliwy, perlisty i czysty. Jak Ruda się śmieje słońce wychodzi zza chmur, kwiaty rozkwitają, najczarniejszy humor Czarnego od razu się poprawia. Choć w pierwszym odruchu Czarny miał ochotę przywalić Rudą i jej śmiech poduszką (w drugim już cegłą), ostatecznie uśmiecha się pod nosem i przysuwa ją bliżej siebie. Aż teraz oboje się trzęsą pod wpływem jej serdecznego śmiechu. W końcu nastaje cisza, znów słychać tykanie nocnego zegara.
-Taki śmieszny sen miałaś? Czarny próbuje się dowiedzieć jaki jest powód tej radości.
-Nie. Zrozumiałam żart, który mi opowiedziałeś.
-Chryste, Ruda!
-Co? Czy dowcip to nie dostateczny powód do śmiechu?
-Ale ja ci go opowiedziałem wczoraj przy śniadaniu!
-A ja go zrozumiałam teraz przy księżycu! Czarny, co to za różnica przy czym się śmiejemy? Przy śniadaniu, przy księżycu, przy okazji, przy Tobie, przy zabawie. Ważne, że się śmieję, nie?
-Nie mam sił do ciebie, Ruda - Czarny odwraca się na drugi bok. Pozwól, że ja się pośmieję nie "przy", ale przez sen.
-Spać idziesz? Ruda szarpie go za ramię
-Nie, chyba sobie wyplotę koszyk z wikliny - Czarny niewzruszony odpowiada głosem spod kołdry.
A Rudą ta odpowiedź tak rozśmieszyła, że znów całe łóżko się trzęsie.
-a Ty czemu nie śpisz tak w ogóle?- Czarny w końcu odwraca głowę przez ramię.
-Sen miałam i się obudziłam. Chcesz posłuchać jaki?
-Nie chcę.
-Oj Czarny, wolne mamy jutro, co tam spać będziemy, szkoda czas marnować. Ruda wyskakuje z łóżka energicznie.
-Gdzie się teraz wybierasz?
-Po wiklinę - żartuje Ruda. Za moment dodaje już jakby całkiem poważnie -
-Chodź, wypijemy wino sobie. Mamy chyba jeszcze jedną butelkę?
-No mamy. W sumie... czemu nie. I tak już mi się odechciało spać - Czarny przeciera oczy i siada.
-To się świetnie składa, proszę pana. Wstawaj pan.
-A po co, przecież ty już wstałaś po to wino?
-Wino najlepiej smakuje na Skarpie. 10 minut drogi, a widok na całe miasto. Pięknie oświetlone teraz. Chodź Czarny, super będzie - entuzjazm aż się przelewa po sypialni.
-Joanno - jest środek nocy, koniec sierpnia. Piździ przecież.
-No to już się wyjaśniło po co nam wino. Rozgrzeje nas - Ruda puszcza oczko i sprawnie ubiera ciepły sweter. Wygrała. Po 5 minutach oboje idą wyciszoną uliczką, która prowadzi na Skarpę. Osiedlowy widok na miasto. Noc jest pogodna, gwiazdy spełniają swoją dekoracyjną funkcję, cienki jak sierp księżyc wisi dumnie nad miastem.
-Zdrówko kochanie, za śmiech, obyśmy mieli jak najwięcej powodów do śmiechu. Brzdęk szklanych kieliszków, które zabrali wtapia się w cykanie świerszczy.
-To co ci się śniło, mówisz? - Czarny zupełnie już rozbudzony rześkim powietrzem wraca do tematu.
-Pazura.
-Co? Chyba pazur
-Czarny, czytam średnio 3 książki miesięcznie, myślisz, że nie potrafię odmieniać przez przypadki? -Ruda przewraca orzechowymi oczami.
-Wiesz, mój dowcip zrozumiałaś po...- tu Czarny myśli przez moment - ... po około szesnastu godzinach.
-Śnił mi się Radosław Pazura. Ten aktor. Brat Cezarego - Ruda ignoruje zaczepkę.
-Aaa tak. I co z nim?
-Siedziałam na jakimś przyjęciu. Jadłam pączki w ilości mnogiej i nagle przypomniałam sobie, że mieliśmy iść do kina. Ty i ja. Więc zaczepiłam pierwszego lepszego faceta na imprezie i poprosiłam go, żeby mnie odwiózł do kina.
-I to był Pazura? Czarny w jednej dłoni trzyma kieliszek, drugą gładzi udo Rudej, która siedzi obok w siadzie skrzyżnym. Ona w długim, zakopiańskim swetrze zapinanym na drewniane guziki, naciągniętym tylko na nocną koszulkę. On ma ubrany zielony sweter i sztruksy. Ruda opowiada sen, ale zachłannie chłonie urok Czarnego. Ciemne, pofalowane włosy opadające na czoło, naturalnie, ładnie zbudowaną klatkę piersiową, trochę krzywy uśmiech, bo jeden kącik ust jest zawsze wyżej uniesiony od drugiego. Uroczo.
-I to był Pazura właśnie. Doszliśmy do jego samochodu, a on mnie przytulił. Taki miał zapach piękny i koszulę białą z podwiniętymi rękawami i męski w ogóle taki był.
-Harlequin ci się śnił? A ja co, wkur...ny czekałem przed kinem?
-Z całym szacunkiem akurat o tobie wtedy nie myślałam, Czarny. Zbyt przyjemne było to przytulanie do Pazury. Ale uważaj - Ruda buduje napięcie - nagle aktor zamienił mi się w słonecznik. Stałam tak przytulona do ogromnego słonecznika i się zastanawiałam, czy ten kwiat jest w stanie podrzucić mnie autem do kina.
-Hahahhaha- Czarny śmieje się odrzucając głowę do tyłu - co ty masz w tej swojej rudej główce, ja pierdziele.
-Uznałam, że z jedną łodygą nie jest w stanie ogarniać pedałów, więc zerwałam go, popędziłam na piechotę do kina. I zgubiłam się. Biegałam i szukałam tego zakichanego kina i ciebie. Z tego zmęczenia i rozpaczy się obudziłam.
-Jestem pod wrażeniem - Czarny wnosi kieliszek do góry, upija konkretny łyk.
-Abstrahując od tego mojego snu, myślisz, że sny coś znaczą, że warto wierzyć w senniki, doszukiwać się znaczenia? Ruda skubie rąbek koronki wystającej spod swetra.
-Rozmyślałem kiedyś. Powiedziałbym ci, że to tylko spowolniona praca mózgu tworzy jakieś obrazy w głowie. Jak popsuty robot, czy maszyna, niby nadal coś robi, ale niezgodnie z przeznaczeniem. Za szybko, albo nie w tej kolejności, albo bez sensu. Wiesz, nie wszystkie kabelki stykają.
-Powiedziałbym, czy mówię?
-No właśnie nie mówię. A to dlatego, że miałem kiedyś taki sen, że robię zdjęcie małej dziewczynce, która bawi się nad stawem żabami. Pięcioletnie, może sześcioletnie dziecko. Miała długie, czarne włosy, taką jakby orientalną urodę.
-A z moich snów się śmiejesz - parska Ruda.
Czarny jakby nie słyszał uwagi Rudej.
-Kilka lat później kupiłem sobie magazyn National Geographic. A w środku zdjęcie dziewczynki ze snu. Z żabą w ręku, w tle tataraki.
-Ale jaja - Ruda jest pod wrażeniem.
-Też się zdziwiłem. Nigdy nie podróżowałem na Wschód, nigdy nie robiłem zdjęć dzieciom - jakoś wolę kobiece krągłości - Czarny łaskocze kolana Rudej. Ona śmieje się i błaga jednocześnie, żeby przestał.
- Nie wiem co to było, ale od tamtego momentu wierzę, że sny nie są tylko spowolnioną pracą mózgu.
-Ja lubię śnić. Bo w śnie możesz być kimkolwiek. Złodziejem i poczuć adrenalinę kradzieży,. Można kochać się np. z kimś, z kim nie dane nam jest być. Na schodach, nad morzem, gdziekolwiek zabiorą nas marzenia senne.
-Albo przytulać się ze słonecznikiem - wtrąca Czarny. Ona daje mu kuksańca w ramie i ciągnie dalej.
- W snach przekraczamy granice, robimy rzeczy, których nie wypada robić za dnia, albo nie mamy na nie dość odwagi. Sny również ostrzegają, bo np. śni się nam, że płonie nasz dom, albo my sami, więc po przebudzeniu jesteśmy ostrożniejsi z ogniem. Jak śnimy o tym, że potrąca nas samochód, to potem uważniej przechodzimy przez ulicę. Sny mają ogromny wpływ na nas.
Chwila ciszy, Czarny sprawnie rozlewa wino do końca.
Chwila ciszy, Czarny sprawnie rozlewa wino do końca.
-A jakiego typu sny najbardziej lubisz? Pyta Ruda.
-Skąd ty bierzesz te pytania, mała? Czekaj, niech pomyślę. Po chwili Czarny mówi:
-Chyba nie będę oryginalny. Lubię jak śni mi się coś błogiego. Wakacje, palmy, ciepło, odpoczynek. Taki sen relaksuje i rano jestem bardziej wypoczęty.
-Strasznie praktyczny jesteś. Do znudzenia.
-Jestem nudny?
-Trochę tak. Czasami tak myślę, że niczym mnie już nie zaskoczysz.
-Za to ty Ruda zaskakujesz mnie tak, że nie nadążam rejestrować.
-Ale uważaj, nie jest źle - pociesza Ruda. Wydajesz się nudny, aż ni z tego, ni z owego robisz, albo powiesz coś takiego, że stwierdzam, ze nigdy mi się nie znudzisz. Choćby to, że tu jesteśmy teraz.
-To twój pomysł był przecież.
-Ale nie znam nikogo, kto wybudzony ze snu o 1:30 w nocy zdecydowałby się tu ze mną przyjść. Nikogo. To jest w tobie nienudne. Lubisz moje pomysły - z dumą mierzwi jego pofalowane włosy.
Przygląda się mu się chwilę i dodaje.
-A jak przez dłuższy czas nie robisz nic ekscytującego, to pociesza mnie twoje spojrzenie. Ono nigdy mi nie zbrzydnie, jak pączki.
-Szczera jesteś Ruda, do bólu - spogląda na nią z ukosa.
-No już powiedz jakie ty lubisz mieć sny, bo widzę, że aż cię nosi, żeby mi się zwierzyć.
-Ja lubię we śnie być w niebezpieczeństwie, albo umierać nawet.
-Oszalałaś? Dlaczego?
-Bo lubię uczucie ulgi. Ulgi, gdy jestem spragniona i się napiję, zmęczona i położę się spać, zestresowana i gdy już jest po wszystkim, po stresującej sytuacji w sensie.
-Uczucie ulgi, gdy budzisz się ze snu w którym umarłaś i okazuje się, że jednak cudownie żyjesz? -Zgaduje Czarny.
-No widzisz, Czarny, jak ty mnie świetnie rozumiesz. Dokładnie tak. Cudowne uczucie. Po takim śnie bardziej doceniamy to, że jesteśmy bezpieczni, że żyjemy, że żyje osoba nam bliska. Kiedyś miałam taki sen, że na ogromnej tyczce, takiej wielkości wieżowca stoi krzesło. I na tym krześle siedzę ja - Ruda królowa. Byłam przerażona, bo każdy mój ruch wprawiał tyczkę w kołysanie i mogłam spaść i się zabić. Po tym jak się obudziłam tydzień miałam dobry humor. Szczęśliwa, że nie spadam, że całe piękne życie przede mną. To jest dopiero poczucie ulgi.
-Zbieramy się - Czarny wstaje i zbiera pustą butelkę i kieliszki- właśnie wschodzi piątek, nie wstaniemy do roboty jak tu dłużej posiedzimy.
- O cholera! A ja myślałam, że wczoraj był piątek i, że dziś sobota. Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - Ruda rozkłada pretensjonalnie ręce.
-Bo nie chciałem być nudny! -krzyczy w odpowiedzi Czarny zbiegając ze wzgórza w kierunku domu.