czwartek, 24 sierpnia 2017

Rozmowy Rudej i Czarnego


Wschodzi piątek

-Zwariowałaś, czego się tak rechoczesz w środku nocy? Czarny sprawdza na komórce która godzina.
-1:35! - nie wierzy, upewnia się więc raz jeszcze zaspanymi oczami. A jednak.
 Ruda nie może przestać się śmiać. A śmiech ma zaraźliwy, perlisty i czysty. Jak Ruda się śmieje słońce wychodzi zza chmur, kwiaty rozkwitają, najczarniejszy humor Czarnego od razu się poprawia. Choć w pierwszym odruchu Czarny miał ochotę przywalić Rudą i jej śmiech poduszką (w drugim już cegłą), ostatecznie uśmiecha się pod nosem i przysuwa ją bliżej siebie. Aż teraz oboje się trzęsą pod wpływem jej serdecznego śmiechu. W końcu nastaje cisza, znów słychać tykanie nocnego zegara.
-Taki śmieszny sen miałaś? Czarny próbuje się dowiedzieć jaki jest powód tej radości.
-Nie. Zrozumiałam żart, który mi opowiedziałeś.
-Chryste, Ruda!
-Co? Czy dowcip to nie dostateczny powód do śmiechu?
-Ale ja ci go opowiedziałem wczoraj przy śniadaniu!
-A ja go zrozumiałam teraz przy księżycu! Czarny, co to za różnica przy czym się śmiejemy? Przy śniadaniu, przy księżycu, przy okazji, przy Tobie, przy zabawie. Ważne, że się śmieję, nie?
-Nie mam sił do ciebie, Ruda - Czarny odwraca się na drugi bok. Pozwól, że ja się pośmieję nie "przy", ale przez sen.
-Spać idziesz? Ruda szarpie go za ramię
-Nie, chyba sobie wyplotę koszyk z wikliny - Czarny niewzruszony odpowiada głosem spod kołdry.
A Rudą ta odpowiedź tak rozśmieszyła, że znów całe łóżko się trzęsie.
-a Ty czemu nie śpisz tak w ogóle?- Czarny w końcu odwraca głowę przez ramię.
-Sen miałam i się obudziłam. Chcesz posłuchać jaki?
-Nie chcę.
-Oj Czarny, wolne mamy jutro, co tam spać będziemy, szkoda czas marnować. Ruda wyskakuje z łóżka energicznie.
-Gdzie się teraz wybierasz?
-Po wiklinę - żartuje Ruda. Za moment dodaje już jakby całkiem poważnie -
-Chodź, wypijemy wino sobie. Mamy chyba jeszcze jedną butelkę?
-No mamy. W sumie... czemu nie. I tak już mi się odechciało spać - Czarny przeciera oczy i siada.
-To się świetnie składa, proszę pana. Wstawaj pan. 
-A po co, przecież ty już wstałaś po to wino?
-Wino najlepiej smakuje na Skarpie. 10 minut drogi, a widok na całe miasto. Pięknie oświetlone teraz. Chodź Czarny, super będzie - entuzjazm aż się przelewa po sypialni.
-Joanno - jest środek nocy, koniec sierpnia. Piździ przecież.
-No to już się wyjaśniło po co nam wino. Rozgrzeje nas - Ruda puszcza oczko i sprawnie ubiera ciepły sweter. Wygrała. Po 5 minutach oboje idą wyciszoną uliczką, która prowadzi na Skarpę. Osiedlowy widok na miasto. Noc jest pogodna, gwiazdy spełniają swoją dekoracyjną funkcję, cienki jak sierp księżyc wisi dumnie nad miastem. 
-Zdrówko kochanie, za śmiech, obyśmy mieli jak najwięcej powodów do śmiechu. Brzdęk szklanych kieliszków, które zabrali wtapia się w cykanie świerszczy. 
-To co ci się śniło, mówisz? - Czarny zupełnie już rozbudzony rześkim powietrzem wraca do tematu.
-Pazura.
-Co? Chyba pazur
-Czarny, czytam średnio 3 książki miesięcznie, myślisz, że nie potrafię odmieniać przez przypadki?  -Ruda przewraca orzechowymi oczami.
-Wiesz, mój dowcip zrozumiałaś po...- tu Czarny myśli przez  moment - ... po około szesnastu godzinach.
-Śnił mi się Radosław Pazura. Ten aktor. Brat Cezarego - Ruda ignoruje zaczepkę.
-Aaa tak. I co z nim?
-Siedziałam na jakimś przyjęciu. Jadłam pączki w ilości mnogiej i nagle przypomniałam sobie, że mieliśmy iść do kina. Ty i ja. Więc zaczepiłam pierwszego lepszego faceta na imprezie i poprosiłam go, żeby mnie odwiózł do kina.
-I to był Pazura? Czarny w jednej dłoni trzyma kieliszek, drugą gładzi udo Rudej, która siedzi obok w siadzie skrzyżnym. Ona w długim, zakopiańskim swetrze zapinanym na drewniane guziki, naciągniętym tylko na nocną koszulkę. On ma ubrany zielony sweter i sztruksy. Ruda opowiada sen, ale zachłannie chłonie  urok Czarnego. Ciemne, pofalowane włosy opadające na czoło, naturalnie, ładnie zbudowaną klatkę piersiową, trochę krzywy uśmiech, bo jeden kącik ust jest zawsze wyżej uniesiony od drugiego. Uroczo.
-I to był Pazura właśnie. Doszliśmy do jego samochodu, a on mnie przytulił. Taki miał zapach piękny i koszulę białą z podwiniętymi rękawami i męski w ogóle taki był.
-Harlequin ci się śnił? A ja co, wkur...ny czekałem przed kinem?
-Z całym szacunkiem akurat o tobie wtedy nie myślałam, Czarny. Zbyt przyjemne było to przytulanie do Pazury. Ale uważaj - Ruda buduje napięcie -  nagle aktor zamienił mi się w słonecznik. Stałam tak przytulona do ogromnego słonecznika i się zastanawiałam, czy ten kwiat jest w stanie podrzucić mnie autem do kina.
-Hahahhaha- Czarny śmieje się odrzucając głowę do tyłu - co ty masz w tej swojej rudej główce, ja pierdziele.
-Uznałam, że z jedną łodygą nie jest w stanie ogarniać pedałów, więc zerwałam go, popędziłam na piechotę do kina. I zgubiłam się. Biegałam i szukałam tego zakichanego kina i ciebie. Z tego zmęczenia i rozpaczy się obudziłam.
-Jestem pod wrażeniem - Czarny wnosi kieliszek do góry, upija konkretny łyk.
-Abstrahując od tego mojego snu, myślisz, że sny coś znaczą, że warto wierzyć w senniki, doszukiwać się znaczenia? Ruda skubie rąbek koronki wystającej spod swetra.
-Rozmyślałem kiedyś. Powiedziałbym ci, że to tylko spowolniona praca mózgu tworzy jakieś obrazy w głowie. Jak popsuty robot, czy maszyna, niby nadal coś robi, ale niezgodnie z przeznaczeniem. Za szybko, albo nie w tej kolejności, albo bez sensu. Wiesz, nie wszystkie kabelki stykają.
-Powiedziałbym, czy mówię?
-No właśnie nie mówię. A to dlatego, że miałem kiedyś taki sen, że robię zdjęcie małej dziewczynce, która bawi się nad stawem żabami. Pięcioletnie, może sześcioletnie dziecko. Miała długie, czarne włosy, taką jakby orientalną urodę. 
-A z moich snów się śmiejesz - parska Ruda.
Czarny jakby nie słyszał uwagi Rudej.
-Kilka lat później kupiłem sobie magazyn National Geographic. A w środku  zdjęcie dziewczynki ze snu. Z żabą w ręku, w tle tataraki.
-Ale jaja - Ruda jest pod wrażeniem.
-Też się zdziwiłem. Nigdy nie podróżowałem na Wschód, nigdy nie robiłem zdjęć dzieciom - jakoś wolę kobiece krągłości - Czarny łaskocze kolana Rudej. Ona śmieje się i błaga jednocześnie, żeby przestał.
- Nie wiem co to było, ale od tamtego momentu wierzę, że sny nie są tylko spowolnioną pracą mózgu.
-Ja lubię śnić. Bo w śnie możesz być kimkolwiek. Złodziejem i poczuć adrenalinę kradzieży,. Można kochać się np. z kimś, z kim nie dane nam jest być. Na schodach, nad morzem, gdziekolwiek zabiorą nas marzenia senne.
-Albo przytulać się ze słonecznikiem - wtrąca Czarny. Ona daje mu kuksańca w ramie i ciągnie dalej.
- W snach przekraczamy granice, robimy rzeczy, których nie wypada robić za dnia, albo nie mamy na nie dość odwagi. Sny również ostrzegają, bo np. śni się nam, że płonie nasz dom, albo my sami, więc po przebudzeniu jesteśmy ostrożniejsi z ogniem. Jak śnimy o tym, że potrąca nas samochód, to potem uważniej przechodzimy przez ulicę. Sny mają ogromny wpływ na nas.
Chwila ciszy, Czarny sprawnie rozlewa wino do końca.
-A jakiego typu sny najbardziej lubisz? Pyta Ruda.
-Skąd ty bierzesz te pytania, mała? Czekaj, niech pomyślę. Po chwili Czarny mówi:
-Chyba nie będę oryginalny. Lubię jak śni mi się coś błogiego. Wakacje, palmy, ciepło, odpoczynek. Taki sen relaksuje i rano jestem bardziej wypoczęty.
-Strasznie praktyczny jesteś. Do znudzenia.
-Jestem nudny?
-Trochę tak. Czasami tak myślę, że niczym mnie już nie zaskoczysz.
-Za to ty Ruda zaskakujesz mnie tak, że nie nadążam rejestrować.
-Ale uważaj, nie jest źle - pociesza Ruda. Wydajesz się nudny, aż ni z tego, ni z owego robisz, albo powiesz coś takiego, że stwierdzam, ze nigdy mi się nie znudzisz. Choćby to, że tu jesteśmy teraz.
-To twój pomysł był przecież.
-Ale nie znam nikogo, kto wybudzony ze snu o 1:30 w nocy zdecydowałby się tu ze mną przyjść. Nikogo. To jest w tobie nienudne. Lubisz moje pomysły - z dumą mierzwi jego pofalowane włosy. 
Przygląda się mu się chwilę i dodaje.
-A jak przez dłuższy czas nie robisz nic ekscytującego, to pociesza mnie twoje  spojrzenie. Ono nigdy mi nie zbrzydnie, jak pączki.
-Szczera jesteś Ruda, do bólu - spogląda na nią z ukosa.
-No już powiedz jakie ty lubisz mieć sny, bo widzę, że aż cię nosi, żeby mi się zwierzyć.
-Ja lubię we śnie być w niebezpieczeństwie, albo umierać nawet.
-Oszalałaś? Dlaczego?
-Bo lubię uczucie ulgi. Ulgi, gdy jestem spragniona i się napiję, zmęczona i położę się spać, zestresowana  i gdy już jest po wszystkim, po stresującej sytuacji w sensie.
-Uczucie ulgi, gdy budzisz się ze snu w którym umarłaś i okazuje się, że jednak cudownie żyjesz?  -Zgaduje Czarny.
-No widzisz, Czarny, jak ty mnie świetnie rozumiesz. Dokładnie tak. Cudowne uczucie. Po takim śnie bardziej doceniamy to, że jesteśmy bezpieczni, że żyjemy, że żyje osoba nam bliska. Kiedyś miałam taki sen, że na ogromnej tyczce, takiej wielkości wieżowca stoi krzesło. I na tym krześle siedzę ja - Ruda królowa. Byłam przerażona, bo każdy mój ruch wprawiał tyczkę w kołysanie i mogłam spaść i się zabić. Po tym jak się obudziłam tydzień miałam dobry humor. Szczęśliwa, że nie spadam, że całe piękne życie przede mną. To jest dopiero poczucie ulgi.
-Zbieramy się - Czarny wstaje i zbiera pustą butelkę i kieliszki- właśnie wschodzi piątek, nie wstaniemy do roboty jak tu dłużej posiedzimy.
- O cholera! A ja myślałam, że wczoraj był piątek i, że dziś sobota. Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - Ruda rozkłada pretensjonalnie ręce.
-Bo nie chciałem być nudny! -krzyczy w odpowiedzi Czarny zbiegając ze wzgórza w kierunku domu.





sobota, 5 sierpnia 2017

Rozmowy Rudej i Czarnego

Niewykorzystane szanse

-Czarny, patrz, wata cukrowa! 100 lat nie jadłam waty cukrowej - Ruda klaszcze w dłonie i podskakuje jak mała dziewczynka.
-Jak byłam mała mama nigdy nie chciała mi jej kupić. Mówiła, że ona nie lubi, bo za słodkie. Nie rozumiałam związku między tym co lubi jeść moja mama, a tym co ja lubię jeść, ale waty cukrowej od niej się nie doczekałam.
-To kto ci ją kupował? - Czarny idzie obok Rudej z rękami w kieszeni.
-Babcia. Jak każda babcia nie znała pojęcia limitu na słodycze. Pan, który robił taką watę stał zawsze nieopodal Kościoła do którego babcia regularnie mnie zabierała. Chodzenie na watę po mszy stało się naszym rytuałem i tajemnicą - Ruda przybliża usta do twarzy Czarnego i szepcze mu ostatnie słowo do ucha, a potem kąsa go w nie. Jak zwykle niespodziewanie i bez pardonu. 
Ałł! Czarny chwyta się za płatek ucha. Ruda bagatelizuje jego "ałcie".
-Kup mi watę cukrową, proszę - kobieta skomli słodkim głosem wyprzedzając Czarnego i idąc przez chwilę tyłem. On się uśmiecha, kręci głową.
- Moja kobieta zachowuje się jak dziecko, daj spokój. 
-Jesteś starym zgredem -Ruda nie lubi, gdy Czarny jest taki poważny i sztywny. Do jej szaleństwa dużo mu brakuje, ale czasami daje się zarazić. Jak wtedy, gdy namówiła go na kąpiel w miejskiej fontannie.
"Nie ma nikogo, jest druga w nocy, nie będziesz żałował" - zachęcała kusząco sama stojąc  po kolana w wodzie zmieniającej kolory pod wpływem światełek, które ozdabiały fontannę od dołu.  Wyglądała pięknie, co Czarny uwiecznił na kilku zdjęciach. I nawet dał się przekonać do tego, by też wejść do wody, zapomnieć o Bożym świecie, żyć tu i teraz. Jak dziecko właśnie.
              Idą teraz nadmorską promenadą. Jest ciepłe, słoneczne popołudnie. Wiatr trochę bawi się sukienką Rudej, ale jakoś leniwie, jakby mu się nie chciało. Wytańcował się z latawcami, popychał żaglówki, dmuchał w kolorowe wiatraki, które cieszyły dzieci. Nie dziwota, że się zmęczył. Ruda i Czarny przez jakiś czas nie mówią nic. Ona trochę naburmuszona, on nieobecny, pogrążony w myślach. Zastanawia się, czy Ruda nie jest zbyt infantylna dla niego. Początkowo jej entuzjazm, świeżość i energia działały na niego jak narkotyk. Uzależniało. Teraz nie jest pewien, czy jego spokojny temperament i jej impulsywność to dobry duet.
-Czego żałujesz w życiu, Czarny? - Ruda przerywa ciszę, łapie go pod rękę i przytula głowę do ramienia
-Czego żałuję? - Czarny wyciąga rękę z kieszeni i swoim zwyczajem zgarnia długawe włosy na tył głowy. Zakładając przyciemniane okulary zastanawia się nad odpowiedzią.
-Żałuję, że zgoliłem brodę. Już by była taka długa, a teraz jakbym chciał zapuszczać na nowo, to tyle roboty.
- Przestań, w brodzie wyglądałeś jak d...
-Drwal? - Przerywa jej Czarny śmiejąc się.
-Raczej jak debil chciałam powiedzieć. Tobie broda nie pasuje. Nie znam zresztą nikogo oprócz Świętego Mikołaja komu pasowałaby broda - Ruda wykrzywia usta na znak wstrętu.
-Ale tak na poważnie, czego żałujesz? - pyta uparcie.
-Niczego - odpowiada w końcu Czarny. Każda decyzja, każdy krok jest dla nas doświadczeniem, wspomnieniem, nauczką, lekcją. Żałuje się jakiś decyzji, albo obrotu spraw, ale ostatecznie i tak dochodzi się do wniosku, że tak miało być. Za dzień, za rok, po latach, ale zawsze dochodzę do momentu, w którym stwierdzam, że dobrze się stało, jak się stało.
-Źle myślisz, Czarny, źle. 
-Co? Dlaczego? Nie rozumiem. Myślę, że właśnie to cenne wnioski są... Nie? Nie są? Czarny spogląda na Rudą. A Ty czego żałujesz, mała?
-Niewykorzystanej szansy - Ruda milczy, nie zanosi się na to, ze rozwinie zdanie.
-Jakiej szansy? - Czarny się zaciekawił
-Podobał mi się kiedyś taki gość. Lubiliśmy się bardzo. Przystojny i miał w sobie coś fajnego. Zadrę taką, jakby piasek na dobrym i łagodnym charakterze. Był trochę jak ja. Spontaniczny. Nie rozmyślał nad zrobieniem czegoś, po prostu to robił. Kręciło mnie to niesłychanie. Sama lubię tak żyć.
-Nie musisz mi podawać jego rysopisu, nie prowadzę pamiętnika - Czarny czuje ukłucie zazdrości.
-Czego żałujesz? - ciekawość zwycięża.
-Tego, że nie pocałowałam go. Taką miałam ochotę na to, okazja była, a szansa niewykorzystana. Uznałam, że on nie chce, bo przecież spontaniczny. Gdyby chciał, to sam by mnie pocałował, nie? 
-Ty i analiza sytuacji? Nie pasuje to do ciebie - Czarny spogląda na Rudą już łagodniej. Po co mi to mówisz? Żebym był zazdrosny?
-Na co mi twoja zazdrość, phi! - Ruda wzrusza ramionami. Pytałeś, to odpowiadam. Ludzie na ogół żałują niewykorzystanych szans. Jak ja. 
-Myślałem, że żałuje się raczej czegoś, co się zrobiło. Coś złego, za co się zostało ukaranym, krzywdy, którą się komuś wyrządziło, słów przykrych, decyzji głupich.
-Nie, Czarny, znów się mylisz. Żałujemy niewykorzystanych szans. Choć, przekonaj się - Ruda pociąga Czarnego za rękę i podbiega do ławki na której siedzi pani około sześćdziesiątki.
-Dzień dobry - wita się przyjaźnie - mam na imię Joanna. Czy mogłabym pani zadać pytanie? Ruda wyczuwa niezdecydowanie pani, dodaje więc:
- Żadna ankieta, tylko na potrzeby własne, spieram się o coś z chłopakiem - puściła oczko do Czarnego, który stał w pewnej odległości z rękami założonymi z tyłu.
-Proszę, niech pani pyta - kobieta uśmiecha się swobodniej.
-Czy żałuje  pani czegoś w życiu?
-Eh, dziecko mnóstwa rzeczy.
-A najbardziej?
-Najbardziej żałuję, że nie żyłam pełnią życia, gdy miałam na to czas i możliwości. Człowiek pracował, dzieci wychowywał. Pieniądze się oszczędzało, na później, na lokatę, na wesele córki, na czarną godzinę. Okradziono męża i mnie jak już sumkę sporą uzbieraliśmy. Latami oszczędzane pieniądze. Oszuści... ale to długa historia - macha ręką.
-I żałuje pani, że dała się oszukać?
-Nie, gdzie tam. Żałuję, że tych pieniędzy nie wykorzystałam wcześniej. Że nie jeździliśmy na wakacje, że sukienki sama sobie szyłam, zamiast kupić piękniejszą w sklepie, że na randki z mężem nie chodziłam, bo w restauracji drogo, a jak w domu się zrobiło zupę, to na dwa dni zaraz. Żałuję, że nie skorzystałam z życia. Teraz to już ani męża, ani pieniędzy... dodała smutnie.
-Dziękuję bardzo, mam nadzieje,że los się do pani uśmiechnie - Ruda ściska dłoń kobiety. Czarny myśli, że doprawdy potrafi oczarować ludzi i być uroczą.
-A pan? Podeszła szybko do eleganckiego mężczyzny podpierającego się laską, czego pan w życiu żałuje, jeśli wolno spytać?
Mężczyzna spuścił głowę, myśli chwilę aż sumiasty wąs mu się zabawnie rusza w górę i w dół.
-Żałuję, że nie byłem na ślubie córki - zaczyna pomału, jakby musiał przemyśleć każdy wyraz.
- Nie to, że nie chciałem. Jej decyzja - chciała kameralny ślub - w górach - Pieninach. Tylko ona, on, zaprzyjaźniony duchowny i drewniany kościółek. Szanuję wybór młodych, w sumie piękny ślub. Ale wie pani, mogłem tam pojechać, znam to miejsce. Mogłem chociaż stanąć pod chórem, albo nawet przed tym kościółkiem. Pomodlić się o ich wspólne szczęście. A ja odpuściłem, zostałem w domu. Jedyna córka, ojca to bolało. Dziś bym pojechał za nimi, po cichu, może w tajemnicy nawet...
-A ja żałuję, że setkę postawiłem temu łazędze!!- zza pleców Rudej nagle odzywa się podpity głos. Pijaczek przysłuchiwał się przez chwilę rozmowie
-Zawsze stawiałem setę Ryśkowi, najlepszy kumpel, a ten skur..., o przepraszam, w towarzystwie tak pięknej pani przeklinać nie będę, a ten burak tak mnie wysiudał! Sprzedał, oskarżył, fałszywiec jeden. Żałuję, że piłem z nim jak z bratem. Spadochroniarzami byliśmy, jak bracia...- pijaczek skarży się jeszcze, ale niezrozumiale dla obecnych i perfekcyjnym slalomem oddala się wzdłuż promenady.
-Chodź Czarny, jeszcze zapytam się tej dziewczyny - Ruda widząc niezadowolenie Czarnego łasi się do niego. Ostatnia osoba, dobra? Dodała.
-Co to za eksperymenty, Ruda? Co?
-Zobaczysz, chodź.
Dziewczyna okazuje się już niemal dojrzałą, prawie czterdziestoletnią kobietą. Drobna budowa i długie włosy znacznie ją z daleka odmładzają. Ma na imię Marta i żałuje, że pozwoliła odejść mężowi. Zdradził. Chciał ratować małżeństwo, naprawić siebie, prosił i przepraszał. Drugiej szansy nie dała. Dziś by postąpiła inaczej. Trzecią nie, ale o drugą szansę by się pokusiła. Bo byli dobrym małżeństwem przecież, tylko coś przez  moment się nie udało. Słabości zwyciężyły. Gdyby nie upór Marty może by się posklejali? A dziś sama, samotna, zdradę już dawno przełknęła, a miłość do byłego już męża nie minęła.
Ruda dziękuje, przeprasza za zatrzymanie na ulicy i takie prywatne pytanie.
-I co teraz? Jakie wnioski? Czarny tuli Rudą i całuje ją w policzek. 
-Wszyscy ci ludzie żałują niewykorzystanych szans. Tego, ze gdzieś nie pojechali, komuś nie wybaczyli, nie żyli pełną parą
-A spadochroniarz? On żałuje, ze setę stawiał Ryśkowi.
-Dobra, spadochroniarz jest wyjątkiem. Zresztą pewnie większość z nich żałuje także czegoś, co zrobili. Ale na wierzch i tak wypływa to, czego nie zrobili. Czyli niewykorzystanych szans.  Trzeba żyć, Czarny, a nie tylko chcieć żyć. Wskakiwać do fontanny, ryzykować pocałunki, mówić sobie, że ładnie wyglądamy, że jesteśmy mądrzy, albo zabawni, że się lubimy i kochamy. Odpoczywać patrząc w niebo, pojechać do kogoś daleko, bo bardzo chce się tego kogoś zobaczyć. Oddychanie Czarny, to nie tylko proces, który utrzymuje nas przy życiu. Nie chcę wiedzieć ile osób żyje na wstrzymanym oddechu. Ja chcę oddychać pełną piersią.
Czarny trzyma Rudą jeszcze chwilę w objęciach. Zawraca, prowadzi w kierunku skąd przyszli.
- Co jest? mieliśmy iść na molo przecież? Ruda przystaje.
- Pójdziemy, ale najpierw kupię ci tę watę cukrową. Nie chcę potem żałować, że straciłem szanse na zobaczenie twojego uśmiechu wywołanego smakiem dzieciństwa.
Idą, a Czarny stwierdza, że Ruda jest dojrzała, a on dziecinny.