Prywatna pantomima
Dom publiczny przy ulicy Grodzkiej nie wyróżniał się niczym szczególnym wśród innych budynków stojących przy tej ulicy. Forma sześcianu sugerowała, że prawdopodobnie jest to budynek postkomunistyczny. Szary kamień, nieotynkowane ściany. Poddasze z płaskim dachem pod którym równo w rzędzie umiejscowiono długie i wąskie okna. Szlachetności co najwyżej nadawał temu domowi bluszcz wijący się od drzwi, niemal po dach. Drzwi stare, drewniane, tu i ówdzie łuszczyła się z nich farba w nieciekawym odcieniu brązu. Drzwi mogły czuć się nieco urażone, bo choć dzierżyły twardo kołatkę - nikt jej nie używał. Każdy twardo dzwonił dzwonkiem elektrycznym, którego drzwi wyjątkowo nie lubiły. Mały, wstrętny guziczek, a każdy zwraca na niego uwagę. Nikt już nie zapuka, nikt nie używa kołatki. Owe drzwi jednak nie mogły narzekać na nudę. Ruch bowiem w Domu publicznym przy ulicy Grodzkiej był - można by powiedzieć- intensywny. Drzwi zatem spełniały się nadspodziewanie dobrze w swej funkcji otwierania, wpuszczania gości, zamykania.
W salonie na parterze urządzono coś na kształt pubu. Niewielki bar, kilka wysokich krzeseł. Na prowizorycznych, nieoheblowanych półkach niczym żołnierze stały na baczność butelki z alkoholem. Whisky dla bogatych dyrektorów firm, którzy nie mają czasu na dom i rodzinę. Gin dla mężczyzn - właścicieli drobnych przedsiębiorstw, którzy ledwo przędą, a problemy związane z firmą przytłaczają ich. Wódkę najczęściej wybierają ci, którzy nie mają problemów finansowych, ale prywatne. Żona w dzień ślubu piękna i zadbana, po 5 latach przypomina rozwrzeszczaną babę Jagę. Żona piękna i zadbana, ale znikająca w nieznanych okolicznościach wieczorami. Niby do koleżanki, niby na wieczór panieński, do rodziców. I żona zwykła, nie szczególna piękność, ale gdyby ubrała ładną sukienkę, makijaż zrobiła... Miła i gospodarna. Tylko zazdrosna jak cholera. Każde wyjście wieczorne, sms, telefon, czy zostanie po godzinach w pracy to zapowiedź sceny zazdrości. Trzeba się napić wódki, by to przeżyć łagodnie.
Salon. Do ścian przytulały się skórzane kanapy, towarzyszyły im niskie, ciężkie ławy z ciemnego drewna. Po kątach, jak za karę porozstawiano wysokie lampy ze staromodnymi abażurami z frędzelkami na obwódkach. Po środku leżał krzyżem wytarty już dywan. Czym w swym życiu zawinił, by się tak umartwiać - nie wiem. Ale wziął na siebie ciężar kroków gości. Kroków często przytłoczonych problemami, depresją, nałogami. Ściany salonu pomalowane były na ciemnozielony kolor. Zieleń uspokaja? Być może, ale w tym miejscu spełniała funkcję raczej kamuflażu. Ciemno i ponuro, jak ciemne i ponure były charaktery tam przychodzące. Wtapiały się wyśmienicie w tło butelkowej zieleni. Zieleni, która nie umiała się uśmiechać.
Na końcu salonu, po przeciwnej stronie okna, gdzie było tak ciemno, że nawet w dzień świeciła się lampa stała biblioteczka z całkiem sporą zawartością książek i wygodny fotel wyściełany pluszem.
Gospodynie domu publicznego kręciły się tu i tam, ale głównie skupiały się właśnie w tym dużym ciemnym salonie. Jedne za barem gawędziły pogodnie, zupełnie jakby wyrwane były ze sklepu z ubraniami, z przystanku autobusowego, przerwy na studiach. Ich szczebiot nie bardzo pasował do całej atmosfery. Inna dziewczyna siedziała na sofie pod oknem z wyciągniętymi, długimi nogami. Przerwa w pracy, chwila na papierosa, poprawienie makijażu. Za jej plecami na krześle siedział potężny ochroniarz. Łysy, w czarnych spodniach i czarnej koszulce polo. Pisał coś na telefonie. Przy barze siedział samotnie mężczyzna. Drogi garnitur, skórzany neseser oparty o podstawę baru. Pił whisky i, choć do domu publicznego przychodzi się, by znaleźć towarzystwo, ten typ najpierw musiał pobyć sam. Niedbałym ruchem odgonił jedną z dziewczyn stojącą za barem. Oparła się o blat niemal podstawiając mu pod nos apetycznie wystający zza dekoltu biust. Jednak facet nawet nie spojrzał. Machnął ręką jakby odganiał muchę i nabrał potężny łyk whisky w usta. Niektórych klientów lepiej nie zaczepiać. Sami przyjdą. Do baru przysiadły się trzy kolejne dziewczyny. Młode i piękne. Zadbane, nikt by nie zgadł jaki typ pracy wykonują. Króciutkie spódniczki odsłaniały zgrabne uda, zapach dobrych perfum przebijał się nawet przez dym papierosowy. Zaczynały swoją zmianę, piły wodę siedząc na wysokich barowych stołkach, jakby były kelnerkami. Pozostałych kilka dziewczyn pracowało na górze.
Dźwięk muzyki lecącej w tle został przez moment przyćmiony ostrym dzwonkiem u drzwi. Jedna z dziewczyn odstawiła szklankę z wodą i skierowała się w stronę korytarza. Głośniejszym tonem kończyła opowiadać jakąś historię swoim koleżankom.
-Dobry wieczór, zapraszamy - otworzyła drzwi i opierając się seksownie o ich framugę zapraszającym do środka gestem przywitała gościa.
Zamknęła za nim drzwi, wróciła na swoje miejsce przy koleżankach. Wiedziała, że mężczyzna, który właśnie wszedł nie szuka ich zainteresowania. Miał na imię Paweł. Znały go wszystkie, bywał tu od dwóch lat. Zdjął skórzaną kurtkę i kaszkiet, powiesił przy częściowo zapełnionym wieszaku. Niezdarnym ruchem podwinął rękawy ciemnoszarego swetra. Przejrzał się w lustrze wiszącym na wprost schodów prowadzących na piętro. Przygładził proste, jasne włosy. Wziął głęboki oddech i wszedł do salonu. Dziewczyna, która miała przerwę właśnie kończyła palić papierosa. Ta, która mu otworzyła drzwi pochłonięta była rozmową z dwiema innymi. Ktoś w bardzo drogim garniturze prosił o dolewkę alkoholu. Paweł, który stał zaledwie dwa kroki od progu rozglądał się w poszukiwaniu Magdy. Przychodził tu tylko dla niej. Dokładnie pamiętał pewien lipcowy wieczór dwa lata temu. Wracał z pracy. Nudnej i średnio płatnej, jednak pasującej do Pawła. Sam o sobie też myślał jak o nieciekawym trzydziestolatku bez charakteru. Tamtego wieczoru powietrze było wilgotne od deszczu, który niedawno przestał padać. Uliczne nierówności wypełniały kałuże wody, w których odbijały się światła latarni. Wieczór był spokojny. Ze względu na późną porę i fakt, że ulica Grodzka była krótka, wokół żywej duszy. Gdzieś daleko było tylko słychać poszczekiwanie psa. Paweł szedł wolnym krokiem, nie miał do czego się śpieszyć. Do niewielkiej sypialni, którą wynajmował na końcu ulicy? Do żółwia, który całymi dniami siedział w akwarium i żarł sałatę? Do ścian, które nie były wypełnione fotografiami znajomych, bo Paweł zwyczajnie ich nie miał? Zza rogu usłyszał kroki. Pośpieszne, jakby spóźnione. Paweł przystanął za dużym suvem zaparkowanym przed jednym z domów. Po drugiej stronie ulicy szła dziewczyna. Niewysoka, jasna blondynka. Wyglądała niemal dziewczęco. Jej biała, króciutka sukienka przesuwała się jak mały punkt na tle ciemnej nocy. Paweł wytrzeszczył wzrok, ale nie zdążył jej się przyjrzeć, bo szybko zniknęła za drzwiami domu. TEGO domu. Cała okolica wiedziała jaki charakter ma pub przy Grodzkiej. Czy ta dziewczyna, która wyglądała niemal jak anioł była częścią tego interesu? Była. Wtedy Paweł tak bardzo nią urzeczony i zaciekawiony pierwszy raz przekroczył próg tego budynku.
Kiedy stał w salonie z rękami w kieszeni tamten wieczór wydawał mu się bardzo odległy. Kilka sekund rozglądał się. W końcu zauważył Magdę. Tak, jak dwa lata temu wyróżniała się wyraźnie na ulicy, tak teraz też wyglądała jak z innej bajki. Nie była ubrana tak wyzywająco jak inne dziewczyny. Nie miała również zrobionego mocnego makijażu. W domu towarzyskim przewijali się różni klienci. Nie wszyscy byli miłośnikami dzikiego seksu, z biczami, rozrywaniem bielizny i zabawkami z sex shopu. Magda siedziała w fotelu z podwiniętymi nogami, z książką w ręku. Czytała z takim zainteresowaniem aż na czole pokazała się pionowa zmarszczka. Zielone ściany, fioletowy fotel, pomarańczowy sweter Magdy i barwne grzbiety książek na regale stanowiły jedyny kolorowy kąt pomieszczenia.
Paweł chwilę nasycił widokiem oczy. Przyciągnął jakby jej wzrok. Magda uśmiechnęła się zalotnie, puściła do niego oczko i odłożyła książkę. Sprężystym krokiem podeszła i stając na palcach, była od niego znacznie niższa, pocałowała w policzek.
Odniosła wrażenie, że jest jakiś inny. Jeszcze mniej obecny, niż zwykle, szybkie muśnięcie jego policzka wargami zwykle go odprężało, sprawiało, że mięśnie przestawały być tak spięte, a wzrok skupiony. Tym razem ciepły oddech Magdy na jego policzku nic nie zmienił.
- Chodź - powiedziała wskazując ruchem głowy schody.
Szła pierwsza, dwa stopnie przed Pawłem. Celowo. Chciała, żeby widział jej pończochy wykończone ładną koronką, czerwoną bieliznę, za którą przepadał. Czuła jego wzrok wślizgujący się pod spódnicę.
Sypialnia do której go zaprowadziła znał dobrze. Przez dwa lata zdążył zapoznać się z każdą. Z zza ścian dochodziły stłumione odgłosy innych par. Czasami były to pomruki, innym razem krzyki rozkoszy, albo piski. Zależy kto, co lubił. Tym razem był względny spokój. Pomieszczenie nie było tradycyjnie czerwone, ani nawet nie świeciła się w nim czerwona lampka. Ot, zwykła sypialnia. Błękitne ściany, duże czarne, metalowe łóżko. Po przeciwległej stronie pokoju drewniane, osamotnione krzesło. Parawan oddzielający jeden narożnik od pozostałych czterech. Na jednej ze ścian drzwi prowadzące do łazienki.
-Ciężki dzień? Magda podwinęła wprawnym ruchem spódniczkę i usiadła w rozkroku na kolanach Pawła. Przytuliła jego głowę do swojej piersi i przeczesywała palcami jego cieńkie włosy. Wiedziała, że to lubi. Zrobiła tak pierwszego wieczoru, wtedy gdy się poznali i robiła za każdym razem, gdy widziała zmęczenie samotnością na jego twarzy. Czuła jak twardnieje jego męskość.
Paweł nawet nie odpowiedział na pytanie. W ogóle niewiele mówił. Nie musiał z Magdą rozmawiać, nie po to do niej przychodził i nie za to płacił. Uwielbiał na nią patrzeć. Jednak tym razem był to wzrok kogoś, kto chce zapamiętać tę chwilę na zawsze. Zapisać sobie minutę po minucie na twardym dysku mózgu. Zachować. Odtworzyć film. Kiedyś. Może nigdy. Magda zawsze była jedną wielką niespodzianką dla niego. Teraz też czekał na niespodziankę.
Odsunęła Pawła od siebie i pocałowała go prosto w usta. Tak jak lubił. Najpierw delikatnie i nieśmiało, potem coraz bardziej namiętnie. Klienta trzeba wyczuć. Każdy lubi co innego. Przerwała pocałunek wstała i stanęła u dołu łóżka. I chwilę patrzyła na niego. Spojrzeniem, które rozumie jego samotność, poczucie niespełnienia. Jej empatia była wyjątkowa, widziała, że coś jest nie tak, inaczej, niż zwykle, jednak nie przerywała swojego dzisiejszego pomysłu na Pawła. On położył się na łóżku wygodnie. Widział teraz Magdę, która stała w poświacie nocnej lampki. Krótkie włosy w kolorze słomy sięgały linii brody. Proste, ale zdrowe i lśniące. Widział twarz z delikatnymi rysami i jej niebieskie oczy. Jak woda oczy. Blade, niemal przezroczyste. Dziwne takie, upiorne jakby. Czasami Paweł miał wrażenie, ze te oczy przeszywają go na wskroś, że czytają mu w myślach, że zakradają się do najciemniejszego kąta jego wyobraźni. Podpatrują o czym myśli i spełniają jego fantazje. Magda podeszła do niewielkiego stolika, który za nią stał i włączyła muzykę. Miał wrażenie, że to ona dyktuje rytm, że muzyka dostosowuje się do jej ruchów, nie odwrotnie. Oblizał wargi, kiedy przesunęła dłonią po długiej bladej szyi i zaczęła odpinać guziki swetra. Bardzo pomału, ze spuszczonymi rzęsami, jakby grała w teatrze nieśmiałą bohaterkę. Nie była nieśmiała. Za chwilę uniosła hardo głowę do góry i patrząc się tymi oczami w kolorze wody odpięła ostatni guzik. Rozchyliła materiał poruszając kusząco ramionami. Paweł nie mógł oderwać wzroku od krągłości piersi, które tak dobrze poznał przez dwa lata, a jednocześnie jakby widział je po raz pierwszy. Delikatny biustonosz zrobiony był z koronki tak delikatnej jak sieć pajęcza. Tylko sieć pajęcza nigdy by nie złapała żadnej zdobyczy, gdyby mieniła się na czerwono. A Magda wiedziała jak mężczyźni lubią ten kolor bielizny, jak dobrze kontrastuje z jej mlecznym kolorem skóry. Była pajęczycą łapiącą zdobycze do swej czerwonej, koronkowej sieci.
Magda wiedziała, że żeby zadowolić Pawła trzeba odkrywać siebie pomału. Po kawałku. Zdjęła sweter i rzuciła go lampkę sprawiając, że w pokoju zrobiło się ciemniej. Podeszła do krzesła i przestawiła je tuż obok łóżka, tak by Paweł mógł wszystko dokładnie widzieć. Położył się na boku opierając głowę na ręce. Magda postawiła nogę na krześle. Chwyciła jego dłoń i prowadząc ją pozwoliła dotykać się od stopy aż po wewnętrzną stronę ud, gdzie było coraz cieplej. Bardzo pomału zaczęła zdejmować pończochy, w taki sposób rozchylają nogi, by Paweł widział co kryje się pod spódnicą, ale żeby nie widział wszystkiego. Pochylała się tak delikatnie i zmysłowo, że piersi jakby krzyczały z wnętrza bielizny o dotyk. Zdejmując sweterek, spódnicę, pończochy widziała coraz większe poczucie ulgi na twarzy Pawła. Jakby sam striptiz, który robiony był z takim wyczuciem, że powinien być dziełem sztuki był dla niego terapią. W końcu Magda mając na sobie już tylko bieliznę odepchnęła nogą krzesło z taką energią, że niemal się przewróciło. Paweł drgnął nerwowo. Wiedziała, że nie lubi gwałtownych ruchów, że trzeba delikatnie i z wyczuciem. Jednocześnie próbowała zaszczepić w nim trochę spontaniczności, pokazać, że dzikość też może mieć swój urok. Chciała wyzwolić w nim męskość, czekała na noc, w której za ledwo zamkniętymi drzwiami przyciśnie ją do ściany i sam podyktuje warunki. Położyła się obok, wiedziała, że on czeka na moment aż pozwoli dotknąć siebie. Na moment, kiedy będzie mógł odpiąć biustonosz, chwycić w dłonie zgrabne, miękkie piersi i zatopić w nich usta. Całować, wycałowywać wszystkie problemy minionego dnia, tygodnia, miesiąca. Ocierać się o jej nagi brzuch, uda ramiona, ścierać z siebie samotność i wypełniać swoją pustkę jej zapachem. Pozbywając się ubrań Pawła miała wrażenie, że rozbiera go z nieśmiałości. Nagi zawsze ożywał, ale nigdy nie przejmował inicjatywy. Dłonie, które początkowo zawsze lekko drżały, rozluźniały się i cieszyły gładkością jej skóry. Jakby ubranie było maską, zasłoną dymną prawdziwego Pawła, którego on sam nie potrafi zdjąć. Wyciągnął ręce do góry, kiedy Magda całując jego klatkę piersiową przesuwała się powoli niżej i niżej i niżej... Czuł jak delikatnie jej włosy łaskoczą go w brzuch, jak jej język wykonuje zwinne ruchy doprowadzając go do szaleństwa... I wtedy stało się coś, czego nigdy, przez dwa lata nie zrobił w obecności Magdy. Zwinnym ruchem wstał i chwytając dziewczynę za rękę pociągnął ją za sobą. Przycisnąć do ściany i zaczął całować mocniej. Lewa ręka wbijała palce w jej udo, które zarzucił na swoje biodro. Prawa ręka opierała się o ścianę. Wszedł w nią nagle i zupełnie nie w swoim stylu. Przygwoździł do ściany i przejął całkowicie inicjatywę. Magda przyzwyczaiła się już do tego, że z Pawłem trzeba ostrożnie, że nie tylko po seks tu przychodzi. Czuła nawet czasami, że jest jej wyzwaniem i, czego nie powinna robić, w jakiś sposób się z nim zżyła.
Naciągnął bokserki i spodnie. Właśnie zapinał szary, pasujący do jego charakteru sweter, kiedy spojrzał na nią. Z dumą? Z podziękowaniem, a może przeprosinami? Postanowił nie mówić jej, że był tu po raz ostatni. Tyle się już namilczał przez dwa lata, po co to zmieniać? Dziwnie jest się rozstawać z kimś, kto raz w miesiącu zbierał pobite na kawałki serce. Potem zszywał je delikatną dłonią, całując troskliwymi ustami, podmuchując by nie bolało. Paweł znalazł kogoś, kto potrafi zadbać o to, by jego niezdarne serce nie pękało więcej. Kogoś kto pokochał jego małomówność, introwertyzm, kto potrafił czytać jego prywatną pantomimę.
Odwrócił się i wyszedł.