Bądź mym przyjacielem
- Ruda, weź spójrz na mnie. Tu do aparatu. Jak mam ci zrobić dobre zdjęcie jak się odwracasz ciągle w przeciwnym kierunku? - mówi Czarny, nieco podirytowanym głosem, gestykulując energicznie.
Ruda siedzi na łóżku przykryta prześcieradłem, które sięga powyżej linii jej piersi. Jedna noga ugięta w kolanie, wystaje poza łąkowy materiał pościeli. Podryguje w rytm rockowej muzyki, sączącej się z radia. Ma piękne dłonie. "Najkobietrze" jakie widziałem - tak mawia Czarny, schowany teraz za aparatem fotograficznym. Jedno oko zamienione w obiektyw, drugie zabawnie przymróżone. Kiedy Czarny chwyta za aparat znika w połowie, jak na załączonym obrazku. Skupia się, pytania do niego nie docierają, mruczy coś pod nosem. Wydaje polecenia: "Patrz tam", "Włosy za ucho", "Nie ruszaj mi się teraz". Staje się innym człowiekiem. Pół - człowiek, pół- aparat. Teraz robi zbliżenie na dłonie. Nie pierwszy raz, ale lubi do nich wracać. Skupia się na tej, która trzyma papierosa. Nigdy nie przypuszczał, że to może być seksowne, gustowne i smaczne nawet. Cieniutki papieros wypalany tylko po seksie i tylko w łóżku. Jak to gusta się zmieniają. W jednej kobiecie można tego nie cierpieć, w innej można kochać wszystko. Potargane włosy, wijące się po założonej za głowę poduszce. Zamyślone oczy błądzące gdzieś za dymem papierosowym. Ile by dał, żeby znać ścieżkę, którą te myśli kroczą. Mimo wszystko uwielbia to, że nigdy nie wie co siedzi w głowie Rudej. Nieobliczalna jest. Może teraz tu siedzieć naga, rozczochrana i wsłuchana w rocka, ale nie zdziwiłby się, gdyby równie naga wstała, podeszła do wielkiego okna, które ozdabia starą kamienicę, w której się znajdują i zaprezentowała się tak ulicy. W całej odsłonie. A ulica zamarłaby. Taksówkowe trąbienie urwane jak dźwięk trąbki w Kościele Mariackim, telefony pozbawione nagle zasięgu, przekupki na targu pierwszy raz bez głosu. Nie zdziwiłby się gdyby tak stała minutę, dwie, potem pokazała im wszystkim język, odwróciła się znów do wnętrza pokoju i spytała Czarnego: "Kawy? Idę zaparzyć". Taka była Ruda. Nieprzewidywalna.
-Odwrócę się, ale masz dwie sekundy, żeby strzelić fotę dnia - odpowiada Ruda gasząc papierosa w kryształowej popielniczce. Układa się wygodniej, prześcieradło zsuwa jej się z lewej piersi. Nie poprawia. Zaszczyca Czarnego spojrzeniem, wyniosłym i chłodnym, dwusekundowym, jak obiecała. A teraz śmieje się serdecznie na cały regulator. Zdjęciem dnia pozostanie to, które uchwyciło ten śmiech.
-Ty, Czarny, myślisz, że jestem twoją przyjaciółką? Ruda siada za kochankiem i przytula się do jego pleców.
-Co?
-Jajco. Czy przyjaciółką twoją jestem? Pytam. Siedzi jeszcze chwilę w milczeniu, z brodą opartą o ramie Czarnego. Potem wstaje i wciąga przydługawą koszulkę z wizerunkiem Ciasteczkowego Potwora. Ulubiona postać fikcyjna. Siada ponownie na łóżku, po turecku.
-Chyba jesteś - odpowiada lekko nieobecny Czarny.
-Ufam ci i lubię cię - dodaje. Nie wiem zresztą, nie znam się - Czarny macha ręką i skupia się na przeglądaniu zrobionych przed chwilą zdjęć. Przydługawe włosy opadają mu na czoło i nos. Zza ich pukli wystaje tylko podbródek z dwudniowym zarostem. Na szyi dynda złoty krzyżyk, z którym się nie rozstaje. Ruda przez chwilę przypatruje się jak buja się w przód i w tył, miga złotawo w blasku zachodzącego słońca.
-Jestem ciekawa przyjaźni, wiesz? Nigdy nie miałam nikogo przyjaznego sobie. Dlatego nie wiem, czy jesteśmy przyjaciółmi.
-Ale my chodzimy ze sobą do łóżka, to chyba wyklucza przyjaźń, nie uważasz? Czarny nadal wpatruje się w mały ekran aparatu.
-A w czym to przeszkadza?
Ruda wstaje raptownie z łóżka, zgrabnie ściąga podkoszulek, który figlarnie odsłonił pośladki. Podchodzi do regału z książkami. Szuka, od dolnej półki. Zwykle ludzie szukają książek od górnej półki, Ruda zawsze od dołu. Wszystko na odwrót.
-Mam. Posłuchaj Czarny.
-Ej! - widząc, że nie ma żadnej reakcji trąca go bosą stopą z paznokciami pomalowanymi na czerwono, odłóż żeś na moment ten aparat, Czarny! Posłuchaj - dodała ponownie.
Opalone ramie karnie odkłada swoje cacko.
-Przyjaźń: bliskie, serdeczne stosunki z kimś, oparte na wzajemnej życzliwiości i zaufaniu; też: życzliwość, serdeczność okazywana komuś.
-Przyjaźń: bliskie, serdeczne stosunki z kimś, oparte na wzajemnej życzliwiości i zaufaniu; też: życzliwość, serdeczność okazywana komuś.
Słownik PWN - ani słowa o seksie. A zatem nie można wykluczyć, że przyjaźń może istnieć również między kochankami, prawda? Myśli przez chwilę przygryzając dolną wargę.
-Jestem Ci życzliwa? - spogląda spod grzywki na Czarnego.
-Jak coś chcesz
-Ufasz mi?
-Tylko jak jestem pijany
-Ale Ty jesteś życzliwy i serdeczny dla mnie - tego się nie wyprzesz
- To może ja jestem twoim przyjacielem, a ty moim nie?
-To tak nie działa - kręci głową- słyszałeś, że to ze wzajemnością musi działać. Czarny, ja niedługo kończę 30 lat. Ja chcę mieć w końcu jakiegoś przyjaciela. Co to za człowiek, który nigdy nie miał przyjaciela.
-Nigdy? Żadnej szkolnej przyjaciółki do zwierzeń i nocowania u siebie w chacie?
Ruda kręci przecząco głową odkładając słownik na miejsce.
-Odludkiem zawsze byłam - dodaje
-To może psa sobie powinnaś kupić - mówią, że najlepszym przyjacielem człowieka jest - Czarny wyraźnie się z niej nabija.
-Bardzo śmieszne, ja poważnie...
Nigdy nie rozumiałam dlaczego ludzie mówią, że przyjaźń między kobietą i mężczyzną jest niemożliwa. Słyszałam teorie, że zawsze któreś się zakocha, albo w końcu oboje w sobie się zakochają i pyk! - po przyjaźni. Ale, powiedz Czarny, jak ktoś się zakocha, to już przyjaźń się kończy? To już ludzie są życzliwi sobie inaczej? Ufają sobie na w inny sposób i serdeczność odwraca się do góry nogami? Nie pojmuję. To ci sami ludzie są, mogą się kochać i przyjaźnić. Przyjaźnić i kochać. Na moje to nawet można się kochać i nie przyjaźnić. Kombinacja dowolna.
- W przyjaźni chodzi o więź. To też taka trochę miłość - Czarny odgarnia ciemne włosy na tył głowy. Wpatruje się chwilę w Rudą. Ma takie spojrzenie, że na rozmowie kwalifikacyjnej przeprowadzanej przez kobietę mógłby się nie odzywać. Dostałby robotę, byleby szefowa mogła widywać te jego oczy codziennie. Czarny łapie koniuszek jej włosów i obraca w palcach. Tak jak obraca myśli w głowie.
-Więź - kontynuuje - która nie pozwala ci odmówić nocnej rozmowy, bo przyjacielowi właśnie teraz, przed pianiem koguta dzieje się krzywda. Więź, która nie pozwala wyjawić tajemnicy, bo boisz się, że przyjaciel straci do ciebie zaufanie. Więź, która pozwala na rozumienie się bez słów. Na bycie przyjacielem trzeba zapracować, pozwolić czasowi zrobić swoje, zbudować wspomnienia, coś na czym to zaufanie i zrozumienie bez słów może się opierać. Przyjaźnie mogą różnie wyglądać. Niektórzy znają swoje domy na wylot, czują się jak u siebie, pożyczają sobie ciuchy i odprowadzają do domu, gdy są pijani. Inni przyjaźń widzą we wspólnym siedzeniu na ławce i milczeniu. Wiesz, w obecności po prostu, gdy jest potrzeba.
Czarny milczy przez moment, potem ostrożnie składa swoje myśli w słowa.
- To tak jak z naukowcem. Zrobi magistrat - jest magistrem, załóżmy, że to odpowiednik przyjaźni. Zrobi doktorat - jest doktorem - odpowiednik miłości. Tytuł magistra nie zniknął, przekształcił się w coś lepszego. Przyjaźń też nie znika między kochankami, przepoczwarza się w miłość.
-A skąd wiadomo, że to jest to? Ruda pyta jak dziecko ciekawe świata.
-Wiem, jak rozpoznać, kiedy to nie jest to. Mianowicie, kiedy przyjaźń się kończy. Z różnych przyczyn: bo ktoś się wyprowadził, bo ktoś kogoś zranił, nie przeprosił, nie miał czasu, zapomniał itd. Prawdziwa przyjaźń się nie kończy. Jak się skończyła, to znaczy, że była czymkolwiek innym, ale nie przyjaźnią.
-To jesteśmy przyjaciółmi, czy nie? - Ruda opada swobodnie na łóżko, rozsypując swoje włosy na pościeli.
- A daj mi już spokój. Powiem ci jak się skończy, albo przepoczwarzy. Teraz nie wiem.
I Czarny znów zamienia się w pół - aparat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz