O poranku
Ruda i Czarny stoją w kuchni. Ciekawski poranek wpycha się przez okno. Łypie słonecznym okiem na blat kuchenny, na szafki, na zielone zioła.
Każda pora dnia pachnie inaczej. Zaznacza swoją obecność zapachem jakby pieczętowała, podpisywała swój dyżur. Ranna zmiana pachnie świeżością. Ziemią schłodzoną i wilgotną. Niedobudzonym jeszcze powietrzem, zaspanym niebem, przeciągającymi się pędami traw. A to wszystko wplątane w aromat kawy parzonej w pośpiechu, przed pracą. Południowa zmiana dnia nie pachnie szczególnie. Zbyt zapracowana jest, zajęta. Zapachy wracają wraz z popołudniem. Jakby przypomniały sobie, że jeszcze dzień się nie skończył, że jeszcze mają ważną rolę do zagrania. I spieszą się zapachy obiadowe, wyzierające z każdego niemal domostwa, popołudniowej herbaty parującej nad ploteczkami przyjaciółek, grami planszowymi, czytaną książką. Pachnie dojrzałymi w południowym słońcu owocami, zmęczoną po dniu pracy trawą, rozgrzanymi chodnikami, co się nadźwigały ludzkich kroków. Ale najwspanialej pachnie zawsze cisza i spokój nocy. Odświeżonym po prysznicu ciałem, seksem, chłodnym powietrzem, maciejką na wsi i powietrzem wolnym od smogu w mieście. Bez zapachu nie byłoby dnia, jak bez perfum nie ma prawdziwej kobiety.
- Czarny, powiedz mi, wolisz kobiety w bieliźnie, czy bez? - Ruda stoi boso przy blacie kuchennym. Ubrana w ulubiony, zbyt duży T- shirt przeznaczony do spania. Kroi pomidory, rude tylko trochę bardziej, niż jej włosy. Pyta niby od niechcenia, ale kątem oka obserwuje Czarnego, który smaruje chleb masłem.
-Najpierw w bieliźnie, potem nago - odpowiada lakonicznie.
-I już? - nóż w ręce Rudej zawiesza się na moment, a ona powolnym ruchem odwraca głowę w stronę Czarnego.
-A co ty byś jeszcze chciała?
-No nie wiem, może byś rozwinął temat, określił jakoś swoje preferencje...
-Właśnie to zrobiłem. O co ci chodzi?
-Ale w jakim kolorze, czy stylu ma być ta bielizna?
-Oj Ruda, zamęczysz mnie kiedyś tymi swoimi pytaniami - Czarny niby kręci głową z irytacją, ale uśmiecha się pod nosem - Czarną bieliznę lubię...
-No, to już coś - wchodzi mu w słowo.
-Przymknij się, chcesz, żebym mówił, a potem mi wiecznie przerywasz.
-Dobra, już nie będę - wydusza obietnicę tłumiąc słowa trzymaną na ustach dłonią.
-... i czerwoną lubię, jak również białą, bądź też w innym ciekawym kolorze - Czarny ważąc słowa kontynuuje. - Tak naprawdę te fatałaszki nie są takie istotne. Jak ładna kobieta, to każda bielizna na niej będzie dobrze dobrze wyglądała.
-Nawet majty z bawełny przemysłowej?
-Nawet. Aczkolwiek jak już bym miał wybierać, to preferuję jakieś takie coś, co trochę prześwituje.
-Koronki!
-Nie wiem jak się to nazywa, może i koronki nawet. Byle nie było za skąpe.
-Jak to?
-To takie, co nosicie małe, że nie ma tyłu tylko pasek jakiś...
-Stringi? - Ruda nie wierzy że Czarny ma tak blade pojęcie o kobiecej bieliźnie.
- O, to właśnie. Zawsze mam wrażenie, ze stringi przy byle gwałtowniejszym ruchu przetną tyłek na pół. A taka myśl, to chyba nie jest zbyt podniecająca, co?
-No nie jest - Ruda śmieje się, podsuwa deskę z pokrojonymi pomidorami w stronę Czarnego.
On odkłada nóż, kładzie żółty ser na kromki chleba, potem plastry pomidorów. Posypuje solą tak misternie jakby święcił te kanapki. Przekłada na talerze i wręczając Rudej dwa kubki z kawą, ruchem głowy zaprasza ją do stołu. Przez chwilę jedzą w milczeniu delektując się prostym i smacznym smakiem poranka.
-A powiesz mi coś jeszcze?
-Wal śmiało, tylko nie pytaj o bzdety.
-Jakie ci się podobają kobiety?
-Ładne i niegłupie - Czarny rzuca odpowiedzią bez zastanowienia.
Ona czeka na ciąg dalszy. W odpowiedzi słyszy jedynie ciche przeżuwanie.
-I znów nic mi więcej nie powiesz? Podnosi ręce w geście rezygnacji.
-Kobieta musi mieć fantazję i być prawdziwa. Wiesz, nie da się udawać, że kolana są wyrobione od klęczenia, bo robi regularnie lody, podczas gdy to od klęcznika kościelnego. Tak samo z przeklinaniem, paleniem trawki, wyuzdaniem, zadziornością. Albo odwrotnie. Jak z kobiety jest niezłe ziółko, to choćby się skichała, nie wyjdzie jej udawanie świętej. Nie pociągają mnie ani sylikonowe biusty, ani plastykowe mózgi.
-A przyjmijmy, że jest prawdziwa. Jaką prawdę lubisz w kobiecie?
Czarny myśli przez chwilę, palcami wybija na stole rytm muzyki, która sączy się z radia.
-To pytanie brzmi jak z jakiegoś czasopisma, skąd ty to bierzesz Ruda, co? - śmieje się i tarmosi jej niesforne, jeszcze nieuczesane włosy. - Figlarność. Lubię kobiety figlarne.
-Co to znaczy? - Ruda mruży oczy, jak belfer przepytujący ucznia.
- Figlarne na przykład jest to, że nie masz pod tą koszulką majtek. I to już działa na moje poranne zmysły - Czarny przechyla głowę, lustrując apetyczne, opalone udo. - Albo to, że biorąc prysznic zostawiasz uchylone drzwi - dodaje. Ale też to, że trudno cię rozszyfrować, zgadnąć twoje myśli, przewidzieć humor, zapanować nad twoimi emocjami. Taki mały, wredny szaleniec w tobie siedzi. A ja to lubię.
Czarny uśmiecha się nagle szeroko, ciemne oczy ożywiają się.
-A do tego jesteś pogodna, optymistyczna, asertywna, masz dobre serduszko, ale również cięty język... o czymś zapomniałem? Teraz Czarny nie mówi poważnie, jawnie się nabija.
-No mam nadzieję, chyba zdajesz sobie sprawę, że to dopiero początek z długiej listy moich zalet.
Wyciąga w jego stronę język i zapatruje się w zalane słońcem okno.
-Ty mi nigdy nie zadajesz takich ciekawych pytań.
- A po co? - prycha Czarny, niemal pluje kawą, którą właśnie nabrał w usta.
- Żeby się dowiedzieć, czy jesteś w moim typie.
-Ale ty czasami masz kretyński tok myślenia, Ruda. Przecież, gdybym nie był w twoim typie, to byś ze mną tu nie siedziała. No chyba, że jesteś w desperacji (wątpię, każdy by chciał być na moim miejscu), albo masz w sobie wiele empatii i litujesz się nad biednym fotografem.
-Męskich facetów lubię, nie pizdusiów w rurkach - bagatelizuje to, co przed chwilą usłyszała.
-Dla każdego męskość oznacza co innego. Komuś może imponować to, że facet zajmuje się domem i ma świetny kontakt z dziećmi, a ktoś inny zakochuje się w bezwzględnym policjancie, który klnie jak szewc, pomaga łapać groźnych przestępców i ma inną dupkę każdego dnia.
-Skrajności nie są dobre - Ruda kręci głową. Facet męski ma swoje zdanie, walnie pięścią w stół jak trzeba, bzyka tak, że błaga się o więcej, nie przejmuje się pierdołami, jest konkrety i nie pisze wierszy miłosnych.
-Dziwna jesteś, mówił ci to ktoś kiedyś?
-Obiło mi się o uszy, a co?
-Patrz: mówisz, że facet dominujący ci się podoba, stanowczy, w łóżku też konkretnie, wiersze broń Boże...
-Zgadza się - ruda głowa potakuje.
-To nie pytaj mnie więcej o stosunek do kobiecej bielizny, bo każdy (każdy!) i tak patrzy tylko na to, co pod nią się kryje. Jak również nie myśl, że będę studiował terminologię babskich ciuszków. I nie każ mi więcej rozwijać zdań, bo to baby paplają bez przerwy, a ja jak samiec odpowiedam na pytania krótko i na temat. A! I nie każ mi więcej robić kanapek, bo od robienia żarcia jest baba - tu śmieje się już na głos i wręcza Rudej do umycia kubek po kawie.
- Przecież ja tylko cię sprawdzałam, czy aby na pewno jesteś w moim typie - wstając od stołu puszcza oczko, a Czarny momentalnie przyciska ją do ściany i szepce do ucha.
-Jak Boga kocham, nieprzewidywalna jesteś, Ruda. Jak żadna inna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz